środa, 22 sierpnia 2012

"Superman Earth One" - czyli komiksowo - recenzja

Witajcie!

Po dłuższej przerwie (ach te matury i trzymiesięczne wakacje :P) przedstawiam Wam recenzję... komiksu. :) Normalnie nie czytam takich rzeczy, głównie dlatego, że nie są za bardzo dostępne w Polsce (wyłączając "Kaczora Donalda" itp.) lub ich cena pozostawia wiele do życzenia. Jednakże ten komiks wygrałam w konkursie Ambasady Amerykańskiej w Warszawie, który odbywał się na przełomie czerwca i lipca tego roku. Właściwie nagrodą nie był komiks, ale możliwość uczestnictwa w obchodach Święta Niepodległości Stanów Zjednoczonych w Rezydencji Ambasadora  Lee Feinsteina (było fantastycznie!). Ponadto otrzymałam jeszcze album parków narodowych USA, płytę 'American Roots Music' i jakieś gadżety.


"Superman Earth One" J. Micheal Straczynski
rysunki - Shane Davis
język angielski
136 str.
Nowy Jork 2010
wydawnictwo - DC Comics
cena - (z okładki) - 19.99$ USA, 23.99$ CAN
ISBN: 9781401224684









źródło: www.goodreads.com


Szczerze mówiąc, to Supermana znałam wcześniej jedynie z filmów - nie czytałam żadnych innych komiksów, dlatego nie będę porównywać "Earth One" z klasycznymi wydaniami. Ogólnie powiem, że historia mniej więcej pokrywa się z tym, co można było zobaczyć na filmie. Mniej więcej.
Pierwsze wrażenie - dobrej jakości papier, ciekawie zaprojektowana okładka (na zdjęciu nie widać, ale w rzeczywistości ma różne wypukłości, niejednorodną fakturę), no i oczywiście - RYSUNKI. I to jakie! Ma się wrażenie, że ogląda się film, czytając ten komiks, zapominałam, że w ogóle coś czytam. Historia ożyła. Widać, jak bardzo dopracowane są szczegóły - nie mniej wysiłku włożono w wygląd postaci pierwszoplanowych, co w drugoplanowych. Nie zapomniano także o przedmiotach, ludziach, budynkach itp. w tle - wieżowce mają wszystkie okna, a np. ptaki są namalowane w taki sposób, aby odzwierciedlić ich ruch. Inną rzeczą, która mnie urzekła, to kolory - ich nasycenie, barwa, operowanie światłem i cieniem... Cudo!
Podoba mi się również forma - układ "kratek"w tym komiksie. Po prostu - nie wieje monotonią. Oczywiście,     są tu również zwykłe prostokąty czy kwadraty, jednakże bardzo często dopasowano owe "kratki" w taki sposób, aby były uzupełnieniem tego, co dzieje się na obrazkach. Świetnie to razem wygląda, przyjemnie się czyta. 
Chciałabym jeszcze wspomnieć o samej postaci Supermana. Przedstawiono go w tym komiksie nie tylko jako przybysza z odległej planety, z nadludzkimi mocami, ale także jako zwykłego człowieka, który zmaga się z różnymi przeciwnościami losu, który nie wie, kim naprawdę jest, który stara się zachować pozory swojej normalności - m.in. poprzez pracę na etacie :)
Może niektórzy z Was pamiętają, że Superman ostatecznie został reporterem. Dlatego pod koniec historii możemy przeczytać kawałek gazety "Daily Planet" z artykułami Clarka Kenta (Supermana) ;)))
Według mnie komiks wykonany został bardzo starannie, ciekawie i przekonująco. Osobiście nie bardzo gustuję w tego typu pracach, jak już napisałam wcześniej - po prostu raczej nie czytam takich rzeczy. Jednakże, jeśli będę mieć dostęp do kolejnej części tego komiksu (a jego cena dostosowana do polskich warunków :p), to dlaczego nie? Bardzo miło spędziłam czas z "Supermenem" i myślę, że za jakiś czas ponownie go przeczytam :) 
Komiks bardzo polecam, może niekoniecznie za 20$ - nie znam się na cenach komiksów, ale to chyba trochę dużo? :p Moja ocena: 6/6

Pozdrawiam,
Marta :)

sobota, 25 lutego 2012

"Hańba" - trudne wybory moralne - recenzja :)


Witajcie!

Na wstępie chcę Was powiadomić, że instytucję stosików uważam za oficjalnie zamkniętą. :P Raczej nie nadaję do tego typu projektów, gdyż zawsze w międzyczasie wpada mi w ręce jakaś inna książka, którą koniecznie muszę przeczytać TERAZ :D

Taką pozycją okazała się być "Hańba" Coetzeego.

"Hańba" John Maxwell Coetzee
język oryginału - angielski
tłumacz - Michał Kołubowski
250 str.
Kraków (?) 2003
wydawnictwo - Znak
cena - na okładce brak, w innych miejscach widziałam za ok. 13zł
ISBN: 8324000534





Głównym bohaterem "Hańby" jest profesor David Lourie, wykładowca na Uniwersytecie w Kapsztadzie. Jest on mężczyzną w starszym wieku, stawiającym sobie pytania o sens egzystencji. Jego życie w dużej mierze obraca się wokół uczelni oraz domu publicznego. Kiedy ta druga instytucja nie jest w stanie udostępnić mu usług niejakiej Sorayi, Lourie rozpoczyna łowy. Jego celem staje się jedna z jego studentek, Melanie. Rozpoczyna się romans, który w znacznej mierze jest jednostronny. W końcu studentka wnosi pozew o molestowanie.
Lourie czuje się wyobcowany ze społeczeństwa - nie tylko z racji wieku, lecz także z powodu zamieszania związanego z procesem. Decyduje się więc na wyjazd na farmę do swojej córki.
Jego system wartości musi ulec całkowitemu przewartościowaniu - to, co liczyło się w mieście, na wsi nie ma znaczenia. Dodam jeszcze, że zarówno Lourie, jak i jego córka są rasy białej. Pewnego dnia zostają napadnięci we własnym domu przez czarnoskórych mężczyzn... Ich życie już nigdy nie będzie takie samo.
W wyniku tego zdarzenia, dwójka ludzi staje przed trudnymi wyborami - czy zgłaszać sprawę na policję? Czy opowiedzieć całe zdarzenie? Czy zostać na wsi? Czekają ich też niełatwe rozmowy...
"Hańba" jest książka, którą z całą pewnością mogę polecić. Jest napisana dość łatwym, przyjaznym językiem, mimo że traktuje o sprawach wywołujących wielkie kontrowersje. Coetzee nakreślił w tej powieści również obraz społeczeństwa południowoafrykańskiego, czasami pruderyjnego, które rządzi się innymi prawami. Można dostrzec różnice w obyczajowości pomiędzy ludźmi ze wsi i z miasta; białymi a czarnoskórymi. RPA to kraj olbrzymich kontrastów. Moja ocena: 6/6

Pozdrawiam,
Marta :)

piątek, 17 lutego 2012

"Moja Antonia" - losy emigrantów w Ameryce - recenzja :)

Witajcie!

Dawno już nie pisałam, dlatego szybciutko zabieram się za recenzję książki, którą przeczytałam już jakiś czas temu, i która absolutnie mnie zauroczyła.

"Moja Antonia" Willa Cather
język oryginału - angielski
tłumacz - Ryszarda Grzybowska
228 str.
Warszawa 1992
wydawnictwo - Agencja RTW-Colibri
cena - na okładce brak, natomiast na Allegro można dostać już za około 2 zł




źródło: lubimyczytac.pl

Historia emigrantów została opowiedziana przez dorosłego mężczyznę, który postanowił spisać swoje wspomnienia z dzieciństwa i z czasów młodzieńczych. Akcja rozgrywa się w latach 70 XIX wieku, głównie w stanie Nebraska w USA, skąd wypędzono rodowitych jej mieszkańców - Indian. Ich miejsce zastąpili ludzie z całego świata - Norwegowie, Szwedzi, Czesi, Rosjanie, Austriacy, a także Polacy, którzy próbują na nowo ułożyć sobie życie, licząc na lepsze jutro. Wielu z nich przybyło do Stanów Zjednoczonych w przekonaniu, iż uda im się szybko wzbogacić, zapewnić lepsze warunki swoim dzieciom. Książka pokazuje, że żywot w Nebrasce nie należy do najłatwiejszych - mroźne zimy i gorące lata nie są najbardziej komfortowymi warunkami dla człowieka. Ponadto większość nowo-przybyłych trudni się uprawą roli, często pracują od rana do wieczora, mieszkają w skromnych warunkach, tęsknią za ojczyzną.
Postacią, wokół której toczy się cała powieść, jest Antonia - Czeszka. Szybko się uczy, jest pracowita. Obserwujemy, w jaki sposób toczy się jej życie, jak sobie radzi w nowym kraju. Jest to dziewczyna, która nie boi się żadnej pracy, nie boi się też tego, co ludzie o niej powiedzą. Najważniejszą dla niej rzeczą jest zapewnienie lepszego bytu swojej rodzinie.
Emigranci mieszkający w USA wiedzą, że muszą ciężko pracować, aby poprawić swój status materialny. Wierzą, że czekają na nich lepsze czasy. Przeszkodę stanowi przede wszystkim bariera językowa, ale także brak pieniędzy, które pozwoliłyby zamieszkać rodzinie w normalnym domu, a nie w lepiance. W Nebrasce każdy jest imigrantem, natomiast czytając tę książkę można wyczuć pewnego rodzaju podział na "tubylców" i "przyjezdnych" - ci drudzy nieszczególnie troszczą się o swoją opinię, sprzeciwiają się ogólnym zasadom życia społecznego przyjętych w tym stanie. Próbują żyć trochę tak, jak w starym kraju... Emigranci są to jednakże ludzie o dużym potencjale, nie uciekają przed pracą, toteż większość z nich będzie mogła w końcu spełnić swoje marzenia.
Jedyną postacią, która mnie denerwowała, była matka Antonii, która uważała, że wszystko jej się należy i każdy powinien jej pomóc, ponieważ ona znajduje się w trudnej sytuacji. Właściwie jedyne usprawiedliwienie dla niej to takie, że chciała stworzyć jak najlepsze warunki swoim dzieciom (a miała ich sporo), mimo to uważam jednak, że nie powinna być aż tak nastawiona na zabieranie innym ludziom ich majątku - przykładem niech będzie scena, w której matka Antonii próbuje od starszej kobiety wyłudzić garnek - mówi wtedy coś w stylu - "O, gdybym tylko miała taki garnek, to mogłabym zrobić tyle rzeczy, a ty masz tyle garnków...". Naczynie dostała, ale nadal pozostała niewdzięczna.
Podsumowując "Moja Antonia" stała się jedną z moich ulubionych książek, polecam ją naprawdę każdemu, w szczególności tym osobom, które interesują się początkami Stanów Zjednoczonych, jakie znamy obecnie - w końcu stworzyli je emigranci :) Moja ocena to 6/6.

Pozdrawiam,
Marta :)



sobota, 28 stycznia 2012

TAG: Nasze ulubione seriale! :D

Witajcie!

To mój pierwszy TAG na tym blogu, do którego zaprosiła mnie Bigos Kulturalny, za co serdecznie dziękuję! Nie oglądam nałogowo seriali telewizyjnych, często tracę nimi zainteresowanie po kilku sezonach :p Ostatnio staram się ich unikać, bo wiem, jak potrafią wciągnąć (a za 3 miesiące matura...). ;)


ZASADY:
  • Opublikuj u siebie na blogu logo taga
  • Napisz kto Cię otagował
  • Zaproś co najmniej 5 innych blogów
  • Wymień i opisz kilka swoich ulubionych seriali

Ulubione seriale dla mnie to takie, które lubię oglądać zawsze i wszędzie, które mnie wciągają i mają w sobie coś interesującego - fabułę, bohaterów albo... język. Jeżeli wahałabym się pomiędzy serialem w np. brytyjskiej lub amerykańskiej wersji językowej, na 99% wybrałabym tę pierwszą. Zdarzało mi się czasem poszukiwać niemieckich programów, ażeby trochę podszlifować jego znajomość :) Niektóre seriale wolę oglądać po polsku, bo wydaje mi się, że są zabawniejsze, ale o tym za chwilę.


ToGetHer
źródło: mysoju.com

Odkryłam ten serial w wakacje, gdy pragnęłam mieć jakikolwiek kontakt z kulturą chińską. Przez długi czas miałam zamiar studiować sinologię... Ostatecznie, mimo że język nadal mnie fascynuje, raczej zdecyduję się na inny kierunek studiów. "ToGetHer" można obejrzeć z angielskimi napisami. Wyprodukowano tylko 1 sezon składający się z 12 odcinków. Jest to historia bardzo cichej, chorobliwie nieśmiałej Momo oraz piosenkarza MARS-a, który traci popularność i pieniądze. Oboje rozpoczynają studia, są w tej samej grupie. Nie lubią się...
Prześwietna komedia romantyczna! Najgorsze w tym serialu jest to, że kolejne epizody kończą się w takim momencie, że po prostu MUSIAŁAM dowiedzieć się, co będzie dalej... Pożeracz czasu :p

źródło: www.crunchyroll.com


Easy Fortunate Happy Life
źródło: mysoju.com

Kolejny tajwański serial. Składa się z 17 epizodów. Yan Da Feng jest wnuczkiem bogatego przedsiębiorcy, który dorobił się dzięki wskazówkom i wiedzy dziewczyny z lasu, do której obiecał wrócić. Kobieta czekała na niego, wreszcie jednak wyszła za mąż, urodziła córkę. Ona po jakimś czasie również założyła rodzinę. Zginęła jednak w wypadku. Opiekę nad dwójką jej dzieci Xie Fu An i Xie Pi Dan'em objęła ich babcia... W tak zwanym międzyczasie dziadek Da Feng'a dostaje ataku serca, rodzina nie wyraża chęci odratowania starca... Fu An podaje mu jednak pewne zioła, nie konsultując się z jego krewnymi. W podziękowaniu, starszy człowiek postanawia, że całą fortunę odziedziczy człowiek, który poślubi Fu An...
Serial jest wciągający, bardzo śmieszny, ale pojawiają się w nim też sceny dramatyczne. Jednak w głównej mierze jest to komedia. Bardzo polecam!


źródło: www.spcnet.tv


Charmed
źródło: www.charmed-4ever.pl

Tego serialu chyba nikomu nie trzeba przedstawiać ;). "Charmed" składa się z 8 sezonów, w większości 22-odcinkowych. Swego czasu puszczała go jedna z polskich stacji telewizyjnych. Wtedy właśnie go oglądałam, ale przyznam szczerze, że doszłam może do 2, może 3 sezonu. Tak mi się wydaje i potem zaniechałam. Nie dlatego, że był nudny, raczej ja jestem taka, że nie potrafię zbyt długo wytrwać, oglądając tylko jeden serial, na którego kolejny odcinek musiałam czekać tydzień. W każdym razie serial opowiada o czarodziejkach, trzech siostrach Halliwell. Walczą ze złymi mocami, poznają siebie, w końcu poznają swoją nową siostrę... A poza tym próbują żyć jak normalni ludzie.


źródło: fanpop.com


Dr House
źródło: pinger.pl

Bardzo bym się zdziwiła, jeżeli ktoś nie znałby "Dr House'a". Można powiedzieć, że jest to serial kultowy, oglądany chętnie przez większość Polaków w różnym przedziale wiekowym. Za co kocham House? Za niesamowitą grę Hugh Laurie, kobietę sukcesu, czyli Lisę Edelstein oraz za misiowatego Roberta Leonarda. Na dokładkę mamy ciekawe wątki medyczne doprawiane humorem, które przeplatają się z wątkami osobistymi bohaterów. Mimo że większość z odcinków 8-sezonowego serialu ma podobną formę (pacjent, którego nikt nie umie wyleczyć, House w przychodni, House u Cuddy, u Wilsona, House w swoim gabinecie, pozorne rozwiązanie zagadki, obalenie teorii, kolejna teoria, która okazuje się prawdziwa), to jakoś nie przeszkadza mi to. Lubię cięty język głównego bohatera, lubię oglądać, jak lekarze próbują pomóc chorym.

źródło: kulturaonline.pl


Pingwiny z Madagaskaru
źródło: chomikuj.pl

Bardzo lubię te krótkie odcinki, bo tylko 22 minutowe, traktujące o przygodach czwórki pingwinów, znanych nam z "Madagaskaru", w zoo. Oglądałam w różnych wersjach językowych: niemieckiej, angielskiej i polskiej. Według mnie zdecydowanie najlepsza jest ta ostatnia - najbardziej mnie śmieszy :D. Świetne tłumaczenie i dubbing. Jeżeli ktoś jeszcze nigdy nie spotkał się z tym bajko-serialem, zachęcam! Fabuła też jest bardzo dobra, właściwie żaden z odcinków, z którymi się zapoznałam, nie nudził mnie. Myślę, że nie jest to tylko propozycja dla dzieci. Starszym "dzieciom" też powinna przypaść do gustu!


źródło: wiadomosci.fdb.pl


Zaklinacz dusz
źródło: pynkcelebrity.com

W każdym odcinku tego serialu, Melinda Gordon (Jennifer Love Hewitt) pomaga duchom "przejść na tamtą stronę". Miło ogląda się ten serial, mimo że gra aktorska nie powala na kolana. Potraktowałabym go raczej jako niezobowiązującą rozrywkę... Niektóre historie opowiadane przez duchy są rzeczywiście przejmujące, inne po prostu są. Coś mnie jednak urzekło w tym serialu i obejrzałam chyba dwa sezony, a jeden na pewno. Raczej do niego nie powrócę, bo znudziły mi się już te całe duchy :p.

źródło: ghostwhisperer.me




Tym sposobem doszliśmy do końca mojego serialowego zestawienia. daje mi się, że nie ma w nim nic zaskakującego, bo nie oglądam aż tak wiele tego typu produkcji. Są one dla mnie raczej okazjonalnymi "umilaczami" czasu, czasem oglądam je, żeby podszlifować znajomość jakiegoś języka obcego :)


Do zabawy zapraszam:
Pozdrawiam, Marta :)

"Wszystkie boże dzieci tańczą" - wstęp do Murakamiego - recenzja :)

Witajcie!

Dzisiaj wstawiam obiecaną recenzję książki "Wszystkie boże dzieci tańczą" Harukiego Murakamiego. Jest to moje dopiero pierwsze zetknięcie z tym autorem, chociaż oczywiście słyszałam o nim już wcześniej. Będąc w bibliotece, szukałam czegoś w miarę krótkiego - i tak oto wynalazłam ten zbiór opowiadań. Jest naprawdę krótki, przeczytałam go w ciągu jednego dnia ;).


"Wszystkie boże dzieci tańczą" Haruki Murakami
język oryginału - japoński
tłumacz - Anna Zielińska-Elliot
182 str.
Warszawa 2009
Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA
cena z okładki: 24,49 zł (? - nie pamiętam dokładnie, ale postaram się to sprawdzić)
ISBN: 9788374951814




źródło: www.goodreads.com


W środku znajdujemy sześć opowiadań: "UFO ląduje w Kushiro", "Krajobraz z żelazkiem", "Wszystkie boże dzieci tańczą", "Tajlandia", "Pan Żaba ratuje Tokio" i "Ciastka z miodem". Dwa ostatnie najbardziej przypadły mi do gustu.
Każdą historię łączy w jakiś sposób trzęsienie ziemi w Kobe. Czasem jest to tylko niewinna wzmianka, która jednak w przeciągu całej opowieści nabiera większego znaczenia. Okazuje się, że w mieście tym np. żyły bliskie niegdyś bohaterowi osoby, których teraz nie chce znać lub nawet życzy im śmierci. Wszyscy główni bohaterowie gdzieś podróżują. W sensie dosłownym lub metaforycznym. Może to być podróż samolotem na Hokkaido czy do Tajlandii albo podróż wgłąb swojego umysłu.
Chciałabym w skrócie napisać, o czym mówią poszczególne opowiadania, nie zdradzając przy tym zanadto treści ;).
"UFO ląduje w Kushiro" to poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, czy człowiek może być "pusty". Na czym na pustka polega, jak ją wypełnić - czy to w ogóle jest wykonalne? Okazuje się, że człowiek nie zawsze może sam ją w sobie zauważyć, natomiast otoczenie jak najbardziej, co przekłada się m.in. na relacje międzyludzkie.
"Krajobraz z żelazkiem" (jego fragment możecie przeczytać TU) - taka opowieść o ogniu i bardziej o śmierci niż o życiu... Trzęsienie ziemi skłania do powrotu do przeszłości, zastanowienia się nad nią. Dlaczego przed nią uciekamy?
"Wszystkie boże dzieci tańczą" - opowieść o odnajdowaniu swojej tożsamości - kim jestem? Czy jestem wyjątkowy i dlaczego? W tym opowiadaniu Murakami wprowadza nas w świat nastoletniego chłopca, borykającego się nie tylko z problemami wieku dojrzewania, ale też z problemami, jakich dostarcza mu matka. Po trzęsieniu ziemi w Kobe kobieta wyjeżdża, a jej syn wreszcie może SAM próbować odnaleźć życiową drogę.
"Tajlandia" - w skrócie - jak przeszłość oddziałuje na naszą przyszłość - czyli sposób na spokojną śmierć.
"Pan Żaba ratuje Tokio" - to opowiadanie bardzo mi się spodobało. Jest całkiem różne od pozostałych, surrealistyczne. Nie wiadomo do końca, gdzie kończy się sen, gdzie rozpoczyna się jawa. I jak pomóc Żabie pokonać potwora poruszającego ziemią?... Jak uratować setki tysięcy ludzi?
"Ciastka z miodem" - uwięzienie w formie, stereotypach, we własnym strachu przed zmianą. Właściwie to takie opowiadanie 2w1 - opowieść o nietypowej rodzinie i o... misiach :)
Podsumowując - książkę czyta się przyjemnie, szybko, opowiadania zmuszają do myślenia. Niektóre są jednak według mnie dość naiwne, nieprawdopodobne (wcale nie chodzi mi o Żabę). Poza tym uważam, że "Wszystkie boże dzieci tańczą" to nie jest zbiór opowiadań, który zapada na długo w pamięć... Jednak myślę, że w przyszłości zapoznam się z jakąś powieścią Murakamiego... Mam nadzieję, że nie są one przereklamowane ;) Moja ocena to 4,5/6

Pozdrawiam, Marta :)

piątek, 27 stycznia 2012

Zmiany, zmiany, zmiany. Czyli dlaczego czasem nie warto chodzić do biblioteki. Stosik numer 2

Witajcie!

Ferie już się kończą, a ja wciąż doczytuję książki z pierwszego stosiku. Wszystko byłoby dobrze, gdybym nie poszła do biblioteki oddać dwóch książek. Niestety, tylko jedną z nich przeczytałam, ale uznałam, że "Emancypantki" to zbyt duże przedsięwzięcie jak na trzy miesiące przed maturą, więc ta książka musi poczekać przynajmniej do maja. Ale będąc w "przybytku książek" ;) nie mogłam się powstrzymać, no i wzięłam kolejną pozycję - "Wszystkie boże dzieci tańczą" Harukiego Murakamiego - postaram się jutro zamieścić recenzję, bowiem przeczytałam już ten zbiór opowiadań. Posłusznie udałam się dziś do biblioteki, aby oddać tę książkę i... wracam z trzema kolejnymi :p Dlatego postanowiłam zrobić nowy stosik, niech się zwie zwyczajnie Stosik numer 2.

Stosik numer 2
Od dołu:
  1. Don DeLillo "Spadając" - dzisiejszy biblioteczny nabytek. Sięgnęłam po tę książkę pod wpływem bloga Miasto Książek (uwielbiam go!), gdzie Padma umieściła ostatnio listę lektur na Finał Olimpiady Języka Angielskiego (ani razu nie wyszłam poza pierwszy etap, chociaż mój angielski nie jest chyba taki zły :p). Książka opisuje wydarzenia po zamachu 11 września 2001 roku, ukazuje zmiany zachodzące w Amerykanach pod wpływem tragicznych wydarzeń.
  2. Christopher Hope "Kochankowie mojej matki" - to książka z poprzedniego stosiku. Szczerze mówiąc trochę mozolnie się to czyta, nie do końca odpowiada mi też język powieści, ale może to wina tłumaczenia? Postaram się ją dokończyć w najbliższym czasie...
  3. Joseph Conrad "Jądro ciemności" - ta pozycja też pojawiła się w poprzednim stosiku
  4. Bruno Schulz "Sklepy cynamonowe" i "Sanatorium Pod Klepsydrą" - to także książka z poprzedniego stosiku
  5. Stefan Żeromski "Przedwiośnie" - ta sama sytuacja ;)
  6. Willa Cather "Moja Antonia" - przyniesiona do domu również pod wpływem Padmy. Opowiada o losach emigrantów w Ameryce Północnej. Już zaczęłam czytać - jak na razie bardzo przyjemna powieść :)
  7. Tadeusz Borowski "Pożegnanie z Marią i inne opowiadania" - jak nazwa wskazuje jest to zbiór opowiadań. Ja muszę przeczytać tylko 4 z 23, jednak niewykluczone, że jeśli spodoba mi się styl Borowskiego i czas pozwoli, to sięgnę po pozostałe. :)
  8. Stefan Żeromski "Ludzie bezdomni" - w pierwszym poście pisałam, że nie przepadam za twórczością tego autora... O, jak bardzo się myliłam! Ta książka jest fantastyczna, świetnie się ją czyta, jest to coś zupełnie innego od np. "Syzyfowych prac". Już prawie przeczytałam całą powieść, zostało mi trochę ponad 100 stron.
Ten stosik to w większości lektury szkolne, ale taki już los "uczniaka" :p Ale nie narzekam! Myślę, że wiele książek, które musimy przeczytać w ramach lekcji polskiego jest bardzo ciekawych, a z pewnością rozwijających. Ja mam to szczęście, że w mojej szkole omawiamy również pozycje nadobowiązkowe, jak też takie zaproponowane przez uczniów lub nauczyciela. W ten sposób przez ostatnie trzy lata przeczytałam, m.in. "Prawiek i inne czasy" Olgi Tokarczuk czy "Portret Doriana Graya" Oscara Wilde'a. :)

Pozdrawiam, Marta :)

czwartek, 19 stycznia 2012

"Rozmowy nad Nilem" - czyli Egipt nocą - recenzja :)


Witajcie!

Właśnie udało mi się dokończyć powieść egipskiego pisarza Nadżiba Mahfuza, zatytułowaną "Rozmowy nad Nilem". Trafiłam na nią przypadkiem w bibliotece - otóż szukałam czegoś "innego" - nie chciałam sięgać ponownie ani po literaturę amerykańską, ani po brytyjską (czy w ogóle europejską) - której najwięcej w naszych bibliotekach - a przynajmniej w mojej. Pragnęłam odmiany, chciałam poznać literaturę krajów egzotycznych. Spoglądając jedynie na dolną część grzbietów książek, sprawdzałam, gdzie jest nalepione coś różnego od "ang", "amer", "niem"... I tak oto trafiłam na "Rozmowy".


"Rozmowy nad Nilem" Nadżib Mahfuz
język oryginału - arabski
tłumacz - Jacek Stępiński
175 str.
Warszawa 2008
wyd. Świat Książki
cena z okładki - 24,90 zł
ISBN:8324706305



źródło: www.goodreads.com


Niezwykle intrygująca powieść Mahfuza ukazała się już dość dawno, tzn. w 1966 roku. Pisarz całe życie był związany ze swoim rodzinnym miastem - Kairem - i oto otrzymujemy książkę, której akcja toczy się na przedmieściach stolicy Egiptu w latach '60. Były to czasy socjalizmu egipskiego, czasy, w których rozpoczynano budowę Zbiorniku Nasera. Czasy dość kontrowersyjne... Przywódca kraju - Gamel Abdel Naser dążył do objęcia przewodnictwa nad wszystkimi krajami arabskimi, wprowadzał reformy gospodarcze, głosząc, że pragnie zapewnić Egiptowi dobrobyt, jednocześnie zacieśniał więzi z krajami Wschodu, odcinając się od Zachodu.
O tym się w książce prawie nie wspomina, ale właśnie w takiej rzeczywistości żyją główni bohaterowie "Rozmów nad Nilem", czyli: Anis Zaki, urzędnik (można powiedzieć "najgłówniejszy" z głównych bohaterów ;) ), Ahmed Nasr - również urzędnik, Mustafa Raszid - adwokat, Ali Essajid - krytyk sztuki, Chalid Azuz - zarządca kamienicy, Ragab al-Qadi -aktor, Sammara Bahgat - dziennikarka, Sana ar-Raszidi - studentka oraz Lejla Zejdan - tłumaczka. Jednym słowem egipska inteligencja.
Cała dziewiątka spotyka się na barce, która służy im za miejsce rozmów, dyskusji, rozrywki, oddalenia się od codziennych spraw. Jest to nawet w pewnym sensie dla nich drugi dom. Ostatnia do grupy przyjaciół dołącza Sammara, bardzo dobrze wykreowana, obok Alego, postać. Naprawdę mnie zaskoczyła! Nie sądziłam, że jej wpływ na pozostałych będzie tak znaczący.
Znajomi spotykają się w domu na wodzie przede wszystkim po to, aby palić haszysz i rozmawiać o miłości (i ją uprawiać). Wyraźnie widać ich nieutożsamianie się z wydarzeniami na zewnątrz - mimo że są osobami, które mogłyby się przyczynić do zmian w kraju, nie robią tego.
Powieść ma dwóch narratorów - trzecioosobowego i pierwszoosobowego - Alego Zaki. Jego monolog wewnętrzny został zgrabnie wpleciony w główną akcję powieści. Ali jest milczkiem, jednak w jego głowie odbywają się nieraz skomplikowane procesy myślowe, mające na celu uzyskanie odpowiedzi na nierzadko ważne pytania. Jednocześnie umysł Zakiego przepełniony jest narkotycznym "bełkotem". To jedna z najciekawszych części książki, zarazem często wymagająca dokładnego przemyślenia.
Według mnie przełomowym momentem powieści nie jest - jak można wyczytać w wielu recenzjach - nocna przejażdżka na pustynię - ale odnalezienie przez Alego notatnika Sammary, zawierającego szkice sztuki teatralnej. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, jednakże dzięki temu fragmentowi wiele rzeczy staje się klarownymi, zaczyna się bardziej rozumieć tą dość trudną w odbiorze powieść.
To, co dzieje się podczas wspomnianej wycieczki na Sakkarę niech pozostanie tajemnicą dla tych, którzy po książkę jeszcze nie sięgnęli. Wydarzenie to wpłynęło nie tylko na uczestników zdarzenia, ale także i na mnie - skłoniło mnie do zastanowienia się nad takimi wartościami jak moralność, sprawiedliwość, przyjaźń... Czym ja kierowałabym się w podobnej sytuacji, gdybym była np. Ragabem albo Sammarą? Czy obwiniałabym się za całe zajście? Czy ona powinna...?
Wadą tej książki jest to, że akcja się długo rozwija. Trzeba być naprawdę cierpliwym. Z drugiej strony podczas tej pierwszej części książki bohaterzy niejednokrotnie prowadzą ciekawe rozmowy natury egzystencjalnej. Część z nich jednak może się wydawać dość sztuczna i wymuszona.
"Rozmowy nad Nilem" można i trzeba interpretować na wiele sposobów. Jest to powieść, obok której nie da się przejść obojętnie... Ja mogę Was tylko zachęcić do przeczytania. Moja ocena to 5,5/6.

Pozdrawiam, Marta :)

poniedziałek, 16 stycznia 2012

"Dziewczyna z tatuażem" - recenzja :)

Witajcie!
Jak pisałam w poprzednim poście, w ubiegły czwartek byłam na przedpremierze "Dziewczyny z tatuażem" (reż. David Fincher) w Multikinie Ursynów. Od razu uprzedzam, że nie czytałam książek Stiega Larssona. Szczerze mówiąc, nie słyszałam nawet wcześniej o serii, na podstawie której nakręcono film...

źródło: youtube.pl

Akcja toczy się we współczesnej Szwecji. Poznajemy Mikeala Blomkvista, dziennikarza dopiero co skazanego za zniesławienie. Ma on romans ze swoją redaktor naczelną... W międzyczasie poznajemy historię tytułowej dziewczyny - Lisbeth Salander - niezwykle inteligentej osoby, pozostającej pod opieką kuratora. Okazuje się, że wynajęto ją, aby prześledziła życiorys Blomkvista... Niedługo później dziennikarz dostaje propozycję rozwikłania zagadki sprzed 40 lat. Zagadki, która całkowicie zmieni jego życie.
Nie poczułam się rozczarowana obsadą. Właściwie wszyscy aktorzy wydają się być doskonale dobrani do swoich ról. Na gromkie brawa zasługuje Rooney Mara (Lisbeth Salander) - jej postać jest bardzo charakterystyczna, mocno zarysowana, nietuzinkowa. Z pewnością nie zapomnę jej przez długi czas! Jej gra aktorska była wspaniała - Rooney potrafiła oddać bardzo wiarygodnie każdą emocję tej dziewczyny, która boryka się z pewnymi problemami na tle psychicznym. Potrafi być zarówno zabawna, jak i wrażliwa. Agresywna i spokojna. Są to jakby dwie dusze w jednym ciele... Natomiast Daniel Craig, znany wszystkim odtwórca roli Jamesa Bonda, szczerze mówiąc nie podobał mi się do końca jako Blomkvist... Nie umiał oddać różnych emocji, właściwie przez cały czas miał podobny wyraz twarzy. W moim odczuciu, zbyt często dało się wyczuć sztuczność w jego grze. Nawet w jednej z ostatnich scen, w piwnicy... Role drugoplanowe były odegrane bardzo dobrze, z dużą dozą naturalności. Mnie przekonały. Świetny był, na przykład, Yorick van Wageningen (jako Nils Bjurman) - wiarygodnie odtworzył postać człowieka zdominowanego... nieczystymi myślami.
Ogólnie rzecz biorąc film nie był zły, mam jednak pewne zastrzeżenia.
Przede wszystkim rzeczą, która bardzo mi się nie podobała, były sceny erotyczne - jak dla mnie zdecydowanie za dużo ich w filmie, który z założenia ma być thrillerem/kryminałem. Niektóre z nich były wręcz ohydne i obrzydliwe, zahaczające nawet o porno. Może wrażenie nie byłoby takie silne, gdyby nie to, że oglądałam film na ekranie o szerokości i długości kilkunastu metrów. Nie żebym była jakoś nadzwyczajnie wrażliwa na te kwestie, niemniej jednak, np. obie sceny gwałtu były przerażające i wzbudzające wstręt - ale tym samym prawdziwe.
Dobrze przemyślana została jedna z ostatnich scen - w piwnicy. Widzimy Craiga uwieszonego na przedziwnym urządzeniu, widzimy Stellana Skarsgarda (Martin Vanger), przeprowadzającego z nim wywiad... I nagle wstaje on, zakłada torebkę na głowę Blomkvista, a następnie podchodzi do odtwarzacza i włącza muzykę. Piosenka tak bardzo kontrastuje z sytuacją widoczną na ekranie, że reakcje widzów są przeróżne. A przecież to tylko wszystkim doskonale znana "Orinoco Flow" Enyi.
Muzyka jest prawdziwym atutem "Dziewczyny z tatuażem". Usłyszymy m.in. "Immigrant Song", którą większość kojarzy przede wszystkim ze "Shrekiem Trzecim".
Chciałabym jeszcze napisać dwie rzeczy. Pierwsza - film czasami zaskakuje. Cały czas jestem pod wrażeniem sceny, w której wybucha samochód... Jednakże poza nielicznymi "wybrykami" jakoś nie czułam zaskoczenia... Hm.
Druga sprawa - o której być może powinnam napisać na początku... - film rozpoczyna się niezwykle przedziwnym intro (jak ktoś jeszcze nie był w kinie, niech nie ogląda na Youtubie, bo nie będzie już niespodzianki), które według mnie całkowicie nie pasuje do obrazu stworzonego przez Finchera, niemniej jednak jest na tyle inne i ciekawe, że właściwie nie ma do czego się przyczepić.
Podsumowując - "Dziewczyna z tatuażem" to nie jest film dla wszystkich. Napiszę od razu... jeżeli ktoś nie lubi ani trochę kryminałów, to nie powinien iść na to do kina. A czy to jest thriller? Z pewnością niektóre wydarzenia pokazywane na ekranie przyprawiają o dreszcze. "Dziewczyna" jest nawet miejscami zabawna. Warto podkreślić, że jak na film, który trwa ponad 2,5h wzbudził we mnie jakieś zainteresowanie, ale dopiero od momentu, kiedy Blomkvist i Salander zaczęli razem pracować. Według mnie dzieło Finchera zasługuje na uwagę, bo wad ma niewiele, a nawet ja - osoba raczej unikająca tego typu filmów - nie może powiedzieć, że czas w kinie był czasem straconym. Moja ocena to 7/10.

Pozdrawiam, Marta :)

sobota, 14 stycznia 2012

Pierwsze kroki bywają trudne. Stosik na ferie.

Witam wszystkich zaczytanych! :)

Jest to, jak możecie zauważyć, mój pierwszy post, który - mam nadzieję - przynajmniej trochę się Wam spodoba. Przepraszam za wszelakie niedociągnięcia, początki bywają trudne :p

Na tym blogu chcę się zająć tematami "okołokulturowymi" - a więc: literaturą, kinem, teatrem, muzyką. Będę tu zamieszczała przede wszystkim recenzje książek, od czasu do czasu pojawią się oceny filmów, płyt czy spektakli. Jak mi to wyjdzie - zobaczymy ;)

Na dobry początek - pierwszy stosik. Mam ambitny plan przeczytać wszystko podczas ferii ^^. Część książek to zaległe lektury szkolne, część czytam po prostu dla siebie :) Mam nadzieję, że się Wam spodoba!

Mój pierwszy stosik - przepraszam za jakość zdjęcia, postaram się ją doskonalić :)

Jest to stosik afrykańsko-arabsko-polski. Od dołu:

  1. Bolesław Prus "Emancypantki" - jeszcze nie zaczęłam, a właściwie - przeczytałam tylko parę zdań. Uwielbiam twórczość Prusa, więc liczę, że i ta książka mnie nie zawiedzie.
  2. Christopher Hope "Kochankowie mojej matki" - ta książka pisarza urodzonego w RPA opowiada o losach Kathleen Healey - kobiety niezwykle odważnej, o silnej osobowości, ceniącej sobie niezależność. Narratorem jest jej syn, który jest z nią silnie związany. Dopiero zaczęłam czytać, mam zamiar zrobić recenzję :)
  3. Nadżib Mahfuz "Rozmowy nad Nilem" - [pisarz został za tę książkę uhonorowany nagrodą Nobla w 1988 - edit!: przepraszam, zasugerowałam się napisem na okładce... Mahfuz napisał "Rozmowy" w 1966, a więc 22 lata wcześniej]. Powiem tak - niezwykle intrygująca opowieść. Jestem w trakcie czytania (na pewno zrobię recenzję). Akcja dzieje się w Egipcie lat 60 ubiegłego wieku. Na barce spotykają się znajomi, których różnią poglądy i wykonywane zawody. Łączy zamiłowanie do palenia haszyszu i rozmów...
  4. Bruno Schulz "Sklepy cynamonowe", "Sanatorium Pod Klepsydrą" - właściwie, to przeczytałam już "Sklepy', zostało mi tylko "Sanatorium'. Raczej nie zamierzam pisać recenzji, myślę, że jest to pozycja na tyle znana, że nie ma takiej potrzeby, aczkolwiek, jeżeli będą chętni, to dlaczego nie?
  5. Jan Paweł II "Pamięć i tożsamość" - jeszcze tego nawet nie zaczęłam, tylko przejrzałam. Na pewno wielu z Was już ją dawno przeczytało ;) Wydaje się, że jest to książka, która odpowiada na wiele pytań związanych z wiarą, pozwala określić siebie i swoje poglądy... Nie mogę się już doczekać!
  6. Joseph Conrad "Jądro ciemności" - niezwykle ciężko mi się to czyta! Udało mi się dotrwać zaledwie do 18 strony (z 70). Ale nie poddam się tak łatwo. O nie!
  7. Stefan Żeromski "Przedwiośnie" - miłośniczką Żeromskiego nigdy nie byłam i raczej już nie zostanę. Tak - to też jest książka, przez którą nie mogę przebrnąć. Właściwie nie zostało mi aż tak dużo do doczytania, więc sądzę, że w ciągu tych dwóch tygodni powinnam ją przeczytać.
  8. Bolesław Prus "Antek", "Katarynka" - w mojej szkole niedawno był organizowany Dzień Prusa, dzięki któremu przeczytałam m.in. biografię tego pisarza oraz "Faraona". Oczywiście zarówno "Antka", jak i "Katarynkę" czytałam już w gimnazjum, a może nawet w podstawówce, niemniej jednak myślę, że warto sobie przypomnieć te krótkie nowelki :)
  9. Bolesław Prus "Na wakacjach", "Nawrócony", "Sen" - nie czytałam jeszcze żadnego z tych utworów, przypuszczam jednak, że Prus mnie, jak zwykle, nie zawiedzie.
  10. Bolesław Prus "Z legend dawnego Egiptu", "Stara bajka", "Dziwna historia" - przeczytałam tylko pierwszą z tych nowelek i niezwykle mi się spodobała... Historia jest osadzona w starożytnym Egipcie, mamy dwóch głównych bohaterów - Ramzesa (100-letni faraon) i Horusa (następca). Pierwszy z nich zażywa groźne lekarstwo, które albo go całkowicie wyleczy, albo przypieczętuje jego śmierć... Horus podczas "umierania" Ramzesa tworzy nowe edykty, które w rzeczywistości są przede wszystkim zaspokojeniem jego zachcianek... Jednak los bywa złośliwy...
  11. Tadeusz Różewicz "Kartoteka" - dramat, którego jeszcze nie zaczęłam czytać. Lektura "na po feriach" :)
  12. Stefan Żeromski "Ludzie bezdomni" - tak, wiem, że powinnam to już dawno przeczytać, że mam maturę w tym roku i nigdy nie wiadomo, ale naprawdę! - nie wiem, co z tego wyjdzie. Nie przepadam za Żeromskim od czasów "Syzyfowych prac" :/

Niedługo postaram się zamieścić recenzję "Dziewczyny z tatuażem" - we czwartek byłam na przedpremierze :). Nie czytałam książki niestety, więc nie bardzo będę mogła zrobić porównanie... Ale wszystkiego dowiecie się niebawem!


źródło: filmweb.pl

Pozdrawiam, Marta :)